Choć dokonania muzyków mają teraz szansę trafić do szerszego grona, to nadal ta sama bezpardonowa alternatywa.
Melduję, że prząśniczki odeszły od swych wrzecion, chwyciły w ręce instrumenty i dokonały zintensyfikowanego ataku na błony bębenkowe. Po 14 latach bytowania w undergroundzie, niepokorni łódzcy muzycy wydali swą pierwszą płytę długogrającą. Fanów należy jednak uspokoić, a zapał krytyków do zachłyśnięcia się świętym gniewem przyhamować. Choć dokonania muzyków mają szansę trafić do szerszego grona odbiorców, nie oznacza to jednak, że zespół wystąpi na festiwalu w Sopocie. To nadal ta sama bezpardonowa alternatywa.
„Pokolenie Wigry III” zaczyna się od dowcipu z brodą. Oto bowiem techniczny zespół przygrywa siermiężną punkową nutę, co w 2009 roku bawi już średnio. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. Prząśniczki dokładają wszelkich starań, by uniknąć zaszufladkowania w konkretnym gatunku muzycznym – łączą rock we wszystkich jego postaciach z jazzem, folkiem, muzyką filmową, bluegrassem i noisem. W ich utworach brutalizm miesza się z finezją, a wszystko to suto ukraszone jest starą, dobrą improwizacją.
„Pokolenie Wigry III” zaczyna się od dowcipu z brodą. Oto bowiem techniczny zespół przygrywa siermiężną punkową nutę, co w 2009 roku bawi już średnio. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. Prząśniczki dokładają wszelkich starań, by uniknąć zaszufladkowania w konkretnym gatunku muzycznym – łączą rock we wszystkich jego postaciach z jazzem, folkiem, muzyką filmową, bluegrassem i noisem. W ich utworach brutalizm miesza się z finezją, a wszystko to suto ukraszone jest starą, dobrą improwizacją.