Dziś w nikim nie budzi już chyba wątpliwości stwierdzenie, że niemożliwe jest opisanie dziejów jakiegokolwiek medium w oderwaniu od szerszej historii, w ramach której to kształtowało się, funkcjonowało i ewoluowało. Wśród badaczy komiksu panuje powszechny konsensus, w myśl którego do rozwoju rynku komiksowego w USA wydatnie przyczyniła się II wojna światowa.
Szacuje się, że w latach 1942-1946 poziom sprzedaży komiksów zwiększył się z 12 mln. do 60 mln. egzemplarzy miesięcznie, a czytało je wówczas około 80. proc. Amerykanów między 6. a 17. rokiem życia i około 30 proc. w przedziale wiekowym 18-30[1]. Znaczną część czytelników stanowili amerykańscy żołnierze walczący w Europie i w Azji – komiksy stanowiły około 25 proc. periodyków wysyłanych na front, a regularnie czytało je 44 proc. z 12 mln. poborowych, zaś okazjonalnie – około 20 proc.[2].
Jak pisałem w jednym z wcześniejszych wpisów, branżę komiksową w przeważającej większości cechowały nastroje interwencjonistyczne – w czym niewątpliwą rolę ogrywał fakt, że znaczna część jej pracowników miała pochodzenie żydowskie – toteż niektórzy bohaterowie komiksów ścierali się z nazistami jeszcze przed otwartym zaangażowaniem się USA w konflikt. Początkowo wrogowie nie byli identyfikowani wprost, jednak aluzje były
czytelne. Przykładowo: w pierwszym odcinku serii Espionage opublikowanym
w „Smash Comics” z sierpnia 1939 roku antagonistą był stylizowany na
Hitlera dyktator Argentyny, zaś w historii Mercury in the 20th Century
zawartej w „Red Raven Comics” z sierpnia 1940 roku bohater mierzył się z
żołnierzami Rudopha Hendlera, przywódcy państwa Pruslandia. Część
twórców i wydawców zaczęła eksplicytnie wskazywać na nazistowskie Niemcy
jako wroga już w 1940 roku. W latach 1942-1945 wojna z „Japonazistami”
stanowiła jeden z dominujących tematów amerykańskich komiksów, lecz po
jej zakończeniu szybko niemal zupełnie zniknęła z ich kart.
Vlamir Koran, dyktator Argentyny („Smash Comics” #1, Quality Comics, sierpień 1939). |