Rahim – współzałożyciel Paktofoniki i Pokahontaz, artysta solowy, producent i wydawca – opowiada o swoim solowym krążku, planach na przyszłość, koncertach i zmianach, jakie zaszły na polskiej scenie hip-hopowej na przestrzeni ostatnich lat.
Przed miesiącem na półki sklepowe trafiła płyta zatytułowana „Podróże po amplitudzie”, będąca… No właśnie. Będąca czym? Formalnie rzecz ujmując powinniśmy mówić o niej jako o Twoim solowym debiucie, lecz określenie to wydaje się być nie tylko nieadekwatne, co wręcz deprecjonujące. Zważywszy na Twój wieloletni staż na scenie hip-hopowej, zasługi dla jej popularyzacji oraz mnogość projektów, w które się angażowałeś, trudno określić Cię mianem „debiutanta”, nawet biorąc poprawkę na jego umowność.
Sam nazywam ów album debiutanckim i czynię to z szerokim uśmiechem na ustach. Jakby nie patrzeć, jest to mój debiut solowy. Dotychczas w większym lub mniejszym stopniu współtworzyłem dziewięć albumów. Zupełnie nieświadomie ten okazał się być dziesiątym, czyli poniekąd jubileuszowym. Jest to o tyle wyjątkowy album, że przy jego konstrukcji opierałem się tylko i wyłącznie na własnej wizji i pomysłach. Nawet kolaboracja z gośćmi polegała na zaproszeniu do udziału w danym, wcześniej wymyślonym przeze mnie, utworze. Dodatkowo krążek dość mocno pokazuje mnie jako człowieka, a co za tym idzie moje rozterki, radości, smutki, etc. To chyba najbardziej osobista z moich płyt.
Sam nazywam ów album debiutanckim i czynię to z szerokim uśmiechem na ustach. Jakby nie patrzeć, jest to mój debiut solowy. Dotychczas w większym lub mniejszym stopniu współtworzyłem dziewięć albumów. Zupełnie nieświadomie ten okazał się być dziesiątym, czyli poniekąd jubileuszowym. Jest to o tyle wyjątkowy album, że przy jego konstrukcji opierałem się tylko i wyłącznie na własnej wizji i pomysłach. Nawet kolaboracja z gośćmi polegała na zaproszeniu do udziału w danym, wcześniej wymyślonym przeze mnie, utworze. Dodatkowo krążek dość mocno pokazuje mnie jako człowieka, a co za tym idzie moje rozterki, radości, smutki, etc. To chyba najbardziej osobista z moich płyt.