Niewiele było i jest na świecie zjawisk tak egalitarnych, jak cenzura dokonywana z punktu widzenia moralności. Przynajmniej jeśli uznamy, że ocenianie jakiegokolwiek utworu z perspektywy poczucia moralności konkretnej grupy nie jest z definicji nieegalitarne. Po prawdzie – jest, ale taka konstatacja nie służy temu wstępowi. Nie pozwólmy więc, by wstrzymały nas zasadne wątpliwości, i wróćmy na właściwe tory. A nawet lepiej – przejdźmy od razu do kina.
Na przestrzeni ponadstuletniej historii kina rozmaite organizacje
cenzorskie w swej ocenie filmów rzadko brały pod uwagę ich wartości
artystyczne i rozrywkowe, personalia twórców czy gatunek. Cenzurze –
bądź ocenie, w przypadku organizacji, które formalnie nie były
instytucjami cenzorskimi – podlegały filmy i wielkie, i błahe,
dostarczające przedniej rozrywki i nużące, produkowane przez czołowe
wytwórnie i niewielkie przedsiębiorstwa filmowe, tworzone przez
hołubionych filmowców i bezimiennych reżyserów etc. Jedną z instytucji
parającym się opiniowaniem filmów i niebaczących przy tym na nic, poza
ich wymiarem moralnym, był amerykański Narodowy Legion Przyzwoitości
(National Legion of Decency), zwany również – po prostu – Legionem
Przyzwoitości.
Manifestacja członków Narodowego Legionu Przyzwoitości. Źródło: FIRE. |