Choć „Faith, Hope And Fury” krążkiem legendarnym raczej się nie stanie, nie zmienia to faktu, że na półki sklepowe trafił album naprawdę dobry.
Po czterech latach, jakie minęły od wydania doskonałego „Silent Treatment”, Pati Yang postanowiła uraczyć swoich słuchaczy nowym krążkiem. O płycie stało się głośno na długo przed tym nim ujrzała światło dzienne. Do fanów docierał szereg informacji, w których niczym mantra przewijało się słowo „legendarny” w różnych jego wariacjach i deklinacjach. Album miał więc powstawać w legendarnym studiu, założonym przez legendarnego producenta George’a Martina, a w pracy nad nim mieli brać udział nie mniej legendarni muzycy. 27 marca każdy mógł przekonać się jaki jest efekt końcowy wytężonej pracy piosenkarki. I choć „Faith, Hope and Fury” krążkiem legendarnym raczej się nie stanie, nie zmienia to faktu, że na półki sklepowe trafił album naprawdę dobry, o lata świetlne pozostawiający w tyle to, co w naszym kraju jest obecnie produkowane. Pati Yang, będąca naszym muzycznym „towarem eksportowym”, po raz kolejny udowodniła, że kariera na tak zwanym „Zachodzie”, nie musi ograniczać się do przygrywania rozsianej po całym świecie Polonii. W przeciwieństwie do takiej Edyty Górniak, która ostatnimi laty słynie jedynie ze swojego nadęcia, Pati długoletni pobyt w UK wyraźnie służy.