W animacji lalkowej najważniejsze jest to, by marionetki wydawały się żywe. Zręczne poruszanie nimi to jedno, prawdziwa sztuka polega jednak na tym, by wywołać wrażenie, że posiadają one duszę.
W 1963 roku, pokonawszy szereg piętrzących się przed nim trudności, dwudziestoośmioletni naówczas Kihachirō Kawamoto wyjechał do Pragi, by pod okiem Jiřiego Trnki zgłębiać tajniki animacji poklatkowej. Czeski mistrz szybko dostrzegł tkwiący w młodym Japończyku potencjał, czuł jednak, że profilowanie go na wzór wschodnioeuropejskich animatorów będzie marnotrawstwem kiełkującego talentu. Dał mu więc radę: wróć do Japonii i twórz dzieła inspirowane swoją kulturą i jej tradycjami artystycznymi. Kawamoto przytaknął, spakował walizki, pożegnał się z przyjaciółmi ze studia Bratři v triku, po czym udał się w drogę powrotną. Tak rozpoczęła się jego błyskotliwa, trwająca niemal pół wieku, kariera w świecie animacji. Kariera - należy dodać - naznaczona ciągłą walką o fundusze na kolejne produkcje i uznanie w oczach widzów rekrutujących się spoza hermetycznego grona miłośników animacji lalkowej.
Kihachirō Kawamoto (1925-2010)
W 1963 roku, pokonawszy szereg piętrzących się przed nim trudności, dwudziestoośmioletni naówczas Kihachirō Kawamoto wyjechał do Pragi, by pod okiem Jiřiego Trnki zgłębiać tajniki animacji poklatkowej. Czeski mistrz szybko dostrzegł tkwiący w młodym Japończyku potencjał, czuł jednak, że profilowanie go na wzór wschodnioeuropejskich animatorów będzie marnotrawstwem kiełkującego talentu. Dał mu więc radę: wróć do Japonii i twórz dzieła inspirowane swoją kulturą i jej tradycjami artystycznymi. Kawamoto przytaknął, spakował walizki, pożegnał się z przyjaciółmi ze studia Bratři v triku, po czym udał się w drogę powrotną. Tak rozpoczęła się jego błyskotliwa, trwająca niemal pół wieku, kariera w świecie animacji. Kariera - należy dodać - naznaczona ciągłą walką o fundusze na kolejne produkcje i uznanie w oczach widzów rekrutujących się spoza hermetycznego grona miłośników animacji lalkowej.
Do końca swych dni Kawamoto pozostał wierny idei, którą zaszczepił w nim Trnka. Poza sporadycznymi wyjątkami, w rodzaju eksperymentalnej Farsy antropo-cynicznej (Farce anthropo-cynique, 1970) czy wykonanej w technice wycinankowej Podróży (Tabi, 1973), ochoczo sięgał w swej twórczości do bogatych tradycji Kraju Kwitnącej Wiśni, począwszy od folkloru i literatury, przez sztuki plastyczne (yamato-e, ukiyo-e, w mniejszym stopniu suiboku-ga), skończywszy na sztukach performatywnych, takich jak nō, kabuki i bunraku. Zwłaszcza ten ostatni - klasyczny teatr lalkowy - stanowił dla Kawamoto niewyczerpalne źródło inspiracji.
Choć Demon (Oni, 1972) nie stanowi szczytowego osiągnięcia Kawamoto, jest filmem najbardziej symptomatycznym dla całej jego twórczości. Co więcej, uznaje się go za pierwsze dojrzałe dzieło artysty, czemu wyraz dało kolegium nagrody im. Noburō Ōfujiego, przyznawanej co roku przez gazetę Mainichi Shinbun za wybitne osiągnięcia na polu animacji, honorując go pierwszym z sześciu laurów, jakie zgromadził w kolejnych odsłonach imprezy. Niespełna ośmiominutowy film kondensuje w sobie wszystkie elementy, które w przyszłości staną się znakiem rozpoznawczym Kawamoto: pieczołowicie wykonane lalki, dbałość o detale, dopracowaną animację, daleko posuniętą rytmizację całości, równorzędność sfery audialnej i wizualnej, wykorzystanie tradycyjnych instrumentów muzycznych, kompozycję plastyczną i narracyjną zakorzenioną w japońskiej estetyce oraz odniesienia do filozofii buddyjskiej.
Fabuła Demona została oparta na kanwie ludowego podania zawartego na kartach Kojaku Monogatari, dwunastowiecznego zbioru ponad tysiąca indyjskich, chińskich i japońskich opowieści, skompilowanych ku uciesze dworskiej arystokracji. Jak głosi legenda, kiedy rodzice starzeją się do tego stopnia, że życie staje się dla nich nie do zniesienia, zmieniają się w demony, pragnące pożreć własne dzieci. Kawamoto przedstawia w swym filmie jedną z rodzin, której dotknął ten los. Widz podąża śladami dwóch braci, którzy wyruszają na polowanie, pozostawiając w chacie zniedołężniałą matkę, od lat cierpiącą z powodu przewlekłej choroby - gorzkiego dopełnienia naznaczonego pasmem cierpień życia. Kiedy młodzieńcy zasadzają się na jelenia, zostają zaatakowani przez demona, który w wyniku starcia traci rękę i salwuje się ucieczką. Bracia pośpiesznie wracają do chaty, w której odnajdują broczącą krwią matkę. Wtedy odkrywają straszną prawdę. Na ich oczach matka ponownie zmienia się w demona, odzyskuje utraconą kończynę i opuszcza domostwo.
Dokonując adaptacji legendy, Kawamoto śmiało odwołał się do idiomu bunraku, zasadnicze odstępstwo od teatralnego modelu czyniąc jedynie w rezygnacji z narratora na rzecz plansz tekstowych. Wykorzystał marionetki bliźniaczo podobne do tych, które stosowane są w spektaklach, zrytmizował opowieść w oparciu o sceniczne wzorce, a ascetyczne dekoracje umieścił na czarnym tle, jak gdyby chciał zasugerować widzom, że bohaterami opowieści poruszają lalkarze (w ramach bunraku ci ubierają się na czarno, by pozostać umownie niewidocznymi dla publiczności). Warstwę muzyczną oparł natomiast na dźwiękach wydawanych przez shamisen, któremu z rzadka tylko akompaniuje flet shakuhachi. Warto nadmienić, że za oprawę muzyczną filmu odpowiadali dwaj wybitni instrumentaliści - Seiji Tsurusawa i nieżyjący już Gorō Yamaguchi - których rząd japoński, w uznaniu ich zasług w pielęgnowaniu tradycyjnych form sztuki, odznaczył tytułem Żywego Skarbu Narodowego (Ningen Kokuhō).
Trzeciej animacji Kawamoto daleko do jego największych osiągnięć - narracyjnej biegłości Świątyni Dōjōji (Dōjōji, 1976), designerskiej i animatorskiej maestrii Strzelać bez strzelania (Fusha no Sha, 1988), czy skali Księgi Umarłych (Shisha no Sho, 2005) - jednakże to właśnie ona stanowi optymalny punkt wyjścia dla wszystkich, którzy pragną rozpocząć swą przygodę z tym niezwykłym artystą. Dzięki temu widzowi łatwiej będzie prześledzić ciągły postęp, jaki dokonywał się w jego twórczości.
...
Najważniejsze jest jednak to, że już w Demonie, można odnieść wrażenie, iż pod warstwą drewna, lakieru i materiału marionetki Kawamoto rzeczywiście posiadają duszę.
Tekst został opublikowany na łamach portalu jFILM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz