środa, 17 kwietnia 2019

Z dziejów kina w Polsce: Uprowadzenie Maxa Lindera w Warszawie

Do dużego wschodnioeuropejskiego miasta ma przybyć na kilka występów gwiazdor światowego formatu. Bilety wyprzedają się z wyprzedzeniem. W dniu, w którym artysta ma zjawić się na stacji kolejowej, komitet powitalny odkrywa, że nie ma go w pociągu, choć z całą pewnością do niego wsiadł. Na organizatora wydarzenia pada blady strach. Kilka godzin przed pierwszym planowanym występem, do organizatora dzwoni jego konkurent – mówi, że zna miejsce pobytu gwiazdora i jest skłonny je wyjawić w zamian za  część zysków z imprezy. A wie, gdzie ten przebywa, ponieważ sam dzień wcześniej go uprowadził.

Brzmi to jak scenariusz filmu sensacyjnego z życia dzikiego Wschodu? Niewątpliwie. Ale historia wydarzyła się naprawdę. Wschodnioeuropejskim miastem była Warszawa, gwiazdorem – popularny komik Max Linder, a konkurującymi ze sobą biznesmenami – Aleksander Hertz, właściciel przedsiębiorstwa filmowego „Sfinks”, i Mojżesz Towbin, właściciel przedsiębiorstwa filmowego „Siła”. A działo się to na początku 1914 roku.

Max Linder  – (nieświadomy?) bohater dramatu.



Max Linder, będący wówczas u szczytu kariery, kończył właśnie tournée po Rosji – na początku grudnia dał występy w Sankt Petersburgu, następnie w Moskwie, później zaś w Kijowie i Odessie. Wietrząc dobry interes, Hertz zaproponował mu, by w drodze powrotnej do Paryża zatrzymał się w Warszawie i dał cztery występy w Filharmonii, kolejno 8 i 10 stycznia 1914 roku.

Reklama występów Lindera w wydaniu porannym „Kuriera Warszawskiego” z 8 stycznia 1914.

Hertz mógł być pewien komercyjnego sukcesu przedsięwzięcia z racji ogromnej popularności, jaką cieszył się wówczas Linder w (formalnie nieistniejącej) Polsce. Oddajmy głos Jerzemu Jakowskiemu i jego piosence Maksio, której tekst zawarto w zbiorku Maks Linderomanja, wydanym w 1914 roku nakładem warszawskiej Księgarni P. Dąbrowskiego:

Ach, dziś już każda sfera
Zna bezwątpienia Maksa Lindera
Bo imię jego jest dobrze znane
A także przez wszystkich lubiane.

Jest on artystą uniwersalnym
Z talentem i to, oryginalnym;
Pomysł wspaniały, dobrze zagrany
I to rzecz ważna: jest niewyczerpany.

Humor posiada wielki i szczery
Za co ma legii honorowej ordery;
Kochają go wszyscy: babcie, mamy, ciotki
Bo też niezrównanie „wyrzyna nagniotki”.

Nie tylko stary, ale nawet dziecię
Które bez troski żyje na tym świecie,
Kiedy dostanie od matki klapsa
Zaraz mimiką naśladuje Maksa

Spytaj wieśniaka, co przybywa z jajami
Czy nie zna kogo w Warszawie czasami
Wnet ci z radością gębę otwiera
I mówi: znum, znum Maksa Lymbera.
Zna go chłop na wsi, i w pieluszkach dziecię
To pewno go znają i na tamtym świecie[1].

Okładka zbiorku Maks Linderomanja.

Zorganizowane przez Hertza sceniczne występy komika były spektakularnym sukcesem. Jan Krusz tak oto wspominał je w 1965 roku na łamach stołecznej „Stolicy”:

[W] tym czasie do stolicy przybył Max Linder, świetny aktor ekranu, a równocześnie wytworny, urodziwy mężczyzna. Było to w okresie największego rozkwitu sukcesów sławnego artysty. Na zapowiedzianym występie gościnnym zjawiła się cała Warszawa. I tu chciałbym podkreślić, w jaki niezwykły sposób rozpoczął Max Linder swój wieczór.

Do wypełnionej ponad brzegi sali Filharmonii przemówił konferansjer, oznajmiając z ubolewaniem, że pan Linder spóźni się o kwadrans, gdyż w podróży do Warszawy napotkał na szereg przeszkód. które sam wyjaśni widzom. Dla skrócenia czasu oczekiwania zostanie wyświetlony krótki film.


Nad estradą Filharmonii opuszczono ekran, zjawił się na nim Max Linder w swoim mieszkaniu, wyruszający na gościnny występ do Warszawy. Od wyjazdu samochodem na dworzec i podczas podróży koleją spotyka go cały szereg przygód, jedna zabawniejsza od drugiej. Wreszcie porzuca wagon, cudem łapie samolot i tym ostatnim przybywa dopiero do Warszawy. Samolot, w przeczuciu helikopterów, ląduje na dachu Filharmonii. Słychać łoskot u stropu, ekran unosi się do góry, a po lince zwisającej z pułapu zjeżdża wśród wybuchów entuzjazmu publiczności żywy Max Linder. Cóż to za fantastyczna reklama!


Programu Maxa złożonego z monologów i piosenek – nie pamiętam. Natomiast utkwił mi w pamięci wytworny strój genialnego komika. Był to popielaty żakiet spacerowy i szary cylinder. Stroju dopełniał biały plastron i białe getry. Wszystko według arcywzoru ówczesnej męskiej mody[2].

Wspomnienia Krusza są zgodne z relacją z pierwszego dnia występów Lindera, która pojawiła się w dodatku porannym do „Kuriera Warszawskiego” z 9 stycznia 1914 roku:

Bohater kinematografu, najpopularniejszy artysta na ekranie, znany i oklaskiwany komik, Maks Linder, przybył do Warszawy. [...] W Filharmonii zjawił się drogą napowietrzną. Na estradę spadł z nieba, z balonu, dokąd się dostał po długiej, oczywiście, kinematograficznej podróży po lasach, polach i górach. Spotkały go różne przygody i awantury, zanim zdołał dostać się do balonu – nadlecieć do Warszawy, zatrzymać się nad Filharmonią i spaść na estradę. Sala była, oczywiście, zapełniona po brzegi. Wszyscy „kinematografiści” chcieli zobaczyć żywego „Maksa”. Stanął przed tłumem, powiedział: „panowie i panie, przepraszam za spóźnienie”, i za tę trochę z francuska brzmiącą polszczyznę zebrał moc oklasków. A potem zagrał komedyjkę, w której zakochał się w ślicznej mężateczce, odtańczył z nią – świetnie – Tango, za co otrzymał „lanie” od męża, a oklaski od widzów[3].

Perypetie Lindera w drodze do Warszawy, zwieńczone jego wylądowaniem na dachu Filharmonii na pokładzie balonu, miały, rzecz jasna, charakter fikcjonalny – wydarzyły się tylko w scence filmowej mającej uatrakcyjnić jego entrance. I po prawdzie – są mniej interesujące niż faktyczne perturbacje na drodze komika do Filharmonii. Rzecz miała bowiem wymiar kryminalny.

A sprawa wyglądała – przynajmniej wedle relacji zamieszczonej na łamach dwutygodnika „Kino dla Wszystkich” w 1932 roku – tak:

Zmarł w Berlinie obywatel polski, Mojżesz Towbin. Zmarły był właścicielem pierwszego w Warszawie biura wynajmu filmów i zdobył sobie duży rozgłos, dzięki kilku aferom, których koroną było wykradzenie Maksa Lindera.

Działo się to rok przed wojną. Sława Lindera osiągnęła wówczas swój punkt kulminacyjny. Znakomity komik przedsięwziął podróż po Europie. Publiczność formalnie szalała. Wszystkie sale wyprzedawano zawczasu po najdroższych cenach. Do Warszawy miał przybyć Maks Linder z Petersburga. Tutaj organizacją imprezy zajmował się Aleksander Hertz. Sala Filharmonji została wyprzedana tydzień przed występem. Zainteresowanie publiczności było kolosalne. Maks Linder oczekiwany był w Warszawie we wtorek po południu. Występ odbyć miał się w środę wieczorem.
 

Do pociągu petersburskiego, którym jechał Linder, na stacji Brześć wsiada Towbin. Porozumiewa się z konduktorem, któremu wręcza 100 rubli, nakazując, ażeby zapytany, czy widział pasażera o wyglądzie „Maksa” – odpowiedział przecząco. Następnie udaje się do przedziału, którym jedzie Linder.

– Czy pan Maks Linder?


– Tak jest!


– Jestem Aleksander Hertz. Wyjechałem na spotkanie pana.
 

Tymczasem w Warszawie autentyczny Aleksander Hertz przygotowywał uroczyste powitanie sławnego komika. Na dworcu zebrali się przedstawiciele władz, ober-policmajster i tłumy kobiet. W owym czasie pociąg zanim dojeżdżał do dworca osobowego, zatrzymywał się na kilka minut na stacji towarowej. Tutaj właśnie wysiadł Towbin z Linderem. Na przybyłych oczekiwała dorożka, która ruszyła w kierunku miasta i zatrzymała się przed hotelem „Polonja”.

Można sobie wyobrazić konsternację na dworcu, gdy z pociągu nie wysiadł oczekiwany gość. Przeszukano wszystkie przedziały – Lindera nie było. Odpowiedź na telegraficzne zapytanie do Petersburga donosiła, że Linder wyjechał oznaczonym pociągiem. Sprawa stawała się niezwykle tajemniczą. Aleksander Hertz był w rozpaczy. Sytuacja przedstawiała się dla niego fatalnie. Sala wyprzedana za sumę zgórą 20.000 rubli, ze strony publiczności, która miała zgromadzić się jutro wieczór, można było oczekiwać strasznych awantur.


Nazajutrz o godz. 8-ej rano do mieszkania Hertza zadzwonił telefon.


– Tu mówi Towbin, co słychać u pana?


– Jestem zrozpaczony, zginął Linder!


– Niech się pan nie przejmuje. Postaram się panu pomóc.


Za pół godziny panowie spotkali się w kawiarni.


– Dostarczę panu Lindera – mówił Towbin – ale musi pan mnie dopuścić do połowy zysku w imprezie. Składam 10 tysięcy rubli kaucji, która przypada na pańską rzecz w razie niedotrzymania przyrzeczenia.


Hertz, nie namyślając się, podpisał umowę. Towbin zaś złożył wspomnianą kwotę. Za kilka minut dorożka z Towbinem i Hertzem stanęła przed „Polonją”, a w kilka chwil potem panowie weszli do pokoju, gdzie mieszkał Linder. Hertz z radości rzucił się na szyję aktora.


– To jest mój brat - tłumaczył Towbin Maksowi – on prosił mnie ażebym robił honory domu.


Tegoż wieczoru Maks Linder wystąpił przy przepełnionej sali. Sukces był tak wielki, że występ musiano powtórzyć. Hertz i Towbin dobrze zarobili na imprezie[4].


Przeszło pięćdziesiąt lat po uprowadzeniu Lindera przez Towbina, wydarzenie to opisał na kartach książki Polska kinematografia w okresie filmu niemego Władysław Jewsiewicki, posiłkując się przytoczonym wyżej artykułem z „Kina dla Wszystkich” i nieco późniejszym tekstem A. Jelliego Przed trzydziestu laty, opublikowanym w 14. numerze czasopisma „Film” z 1936 roku:

Szczególnie głośny był w Warszawie wypadek porwania Maksa Lindera, który miał miejsce w 1914 r. Korzystając z przejazdu Maksa Lindera przez Warszawę w drodze powrotnej do Paryża po grudniowych występach artystycznych w Petersburgu, Aleksander Hertz postanowił zaprosić słynnego francuskiego aktora estradowego i filmowego, bohatera popularnych komedyjek filmowych, na występy gościnne do naszej stolicy w pierwszym tygodniu stycznia 1914 r.

Szumnie zapowiedziany występ ulubieńca publiczności, „Króla śmiechu” w Wielkiej Sali Filharmonii Warszawskiej w dniach 8 i 10 stycznia stał się sensacją. Cała ówczesna Warszawa z wielkim zainteresowaniem oczekiwała przyjazdu Lindera. Odpowiednio reklamowany występ gwiazdora miał stanowić niezwykłą atrakcję i rokował świetny interes. Bilety były wyprzedane na tydzień przed zapowiedzianym występem. Lindera oczekiwano na wtorek po południu, występ wyznaczono na środę wieczór. 


Tymczasem pożerany zazdrością konkurent Aleksandra Hertza, Mojżesz Towbin, spotkawszy się z odmową przyjęcia go do spółki w urządzeniu imprezy, obmyślił chytry sposób zagarnięcia części zysków. Postanowił po prostu uprowadzić gwiazdora. W dniu kiedy Maks Linder miał przyjechać do Warszawy, Towbin udał się na jego spotkanie na stację graniczną Królestwa – Brześć Litewski i wsiadł do przedziału z bukietem kwiatów, przedstawiwszy się jako brat Hertza wysłany w celu przywitania go w imieniu publiczności warszawskiej. Konduktorowi zaś dał 100 rubli, by ten powiedział w Warszawie, że artysty w pociągu nie widział. W Warszawie wysadził gościa na stacji towarowej i zawiózł do hotelu „Polonia”.


W tym czasie Hertz w gronie wielbicieli i wielbicielek Maksa Lindera, w asyście oberpolicmajstra, oczekiwał gościa uroczyście na Dworcu Głównym w Warszawie. Wielka była konsternacja, gdy aktor nie wysiadł z pociągu. Przeszukiwanie przedziałów nie dało żadnych rezultatów. Depesza wysłana natychmiast do Petersburga potwierdziła odjazd Maksa Lindera oczekiwanym pociągiem. Hertz był zrozpaczony. Sala została wyprzedana na dwadzieścia tysięcy rubli. Powstało przypuszczenie, że Francuz zaginął gdzieś w drodze. Zdenerwowanie i przerażenie Hertza na drugi dzień nie miało granic. Groziła kompletna katastrofa prestiżowa i finansowa. Nazwisko Aleksandra Hertza w kołach przemysłu filmowego cieszyło się wielkim poważaniem. Dopiero wówczas Mojżesz Towbin zadzwonił do swego konkurenta z propozycją dostarczenia Maksa Lindera nawet w ciągu kwadransa, lecz pod warunkiem, że otrzyma połowę dochodów z imprezy. Pobity na głowę Hertz musiał się zgodzić.


Sukces występu Maksa Lindera był olbrzymi. Na życzenie publiczności występy jego zostały nazajutrz powtórzone, a konkurenci podzielili się wcale ładnym zyskiem[5].


Łatwo zauważyć, że narracja Jewsiewickiego jest bardzo podobna do tej zawartej w artykule z 1932 roku. Nie mam niestety dostępu do materiału z „Filmu”, nie mogę więc porównać go z artykułem z  „Kina dla Wszystkich” i passusem z książki Jewsiewieckiego.

Warto nadmienić, że o uprowadzeniu Lindera wspominano w 1932 roku także w zagranicznej prasie – przynajmniej dwukrotnie. W czerwcu krótki tekst na jego temat zamieszczono w hiszpańskim piśmie „Nuevo Mundo”. Poniżej przedstawiam ten materiał, z jego tłumaczeniem na język angielski można natomiast zapoznać się w tym miejscu.



W książce Max Linder: Father of Film Comedy Snorre Smári Mathiesen przywołuje także artykuł z norweskiego dziennika „Arbeiderbladet” z 29 lutego 1932 roku, do którego nie mam dostępu. Relacja biografa Lindera sugeruje, że w norweskiej gazecie podano inną kwotę, jakiej zażądał od Hertza Towbin – nie była to połowa zysków z występów, lecz suma 6 tys. rubli. Pozostałe szczegóły jednak się zgadzają.

Czy opowiastce tej można wierzyć? Zważywszy na to, co wiemy o zaciekłej rywalizacji Tobwina i Hertza, z której ostatecznie zwycięsko wyszedł ten drugi – raczej tak. Pytaniem otwartym pozostaje, czy Linder w ogóle zorientował się, że wokół niego dzieje się coś podejrzanego. Tego jednak nigdy się nie dowiemy.

Ciekawostka na marginesie – Jaki film wyświetlano przed występem Lindera?

Historia porwania Lindera jest fascynująca i trudno z nią konkurować innym ciekawostkom, niemniej kwestia filmu, który wyświetlono przed wejściem (czy raczej: zsunięciem się na lince) Lindera na scenę Filharmonii, także jest interesująca.

Polscy miłośnicy Lindera, jeśli nie sięgnęli po nowsze zagraniczne publikacje, przez długi czas mogli sądzić, że filmem tym był Jak Maks podróżował dookoła świata (Comment Max fait le tour du monde). Wszystko za sprawą artykułu Jeana Mitry'ego z 1964 roku, którego przekład na język polski ukazał się w 1983 roku w numerze czasopisma „Film na Świecie” poświęconym Linderowi. Czytamy w nim:

Podczas swoich podróży Max zazwyczaj kręcił filmy. W Rosji powstały filmy z Lucy d’Orbel i Gorby’m którzy w tamtym okresie byli jego stałymi partnerami. Między innymi powstał tam film COMMENT MAX FAIT LE TOUR DU MONDE / Jak Max podróżował dookoła świata /. Film miał różne wymienne zakończenia, które doń włączano od miejsca i kraju, w którym był wyświetlany. Pokazywał przygody Maxa usiłującego uciec daremnie przed zemstą swej strasznej połowicy. W końcu udaje mu się, wsiada do pierwszego nadjeżdżającego pociągu, którego bieg kończy się w Moskwie, Wiedniu lub Odessie, gdzie Max wysiadał, szedł do najbliższego teatru, uwolniony od swej prześladowczyni, pojawiał się na scenie we własnej postaci zaraz po zakończeniu projekcji tego filmu[6].

Mitry popełnił tu jednak istotny błąd, wynikający z tego, że artykuł pisał w czasach, w których dostęp do materiałów źródłowych był ograniczony. Linder istotnie stosował podczas swoich występów scenicznych gimmick polegający na wyświetlaniu filmu, w którym po różnych perypetiach docierał na miejsca występu, i pojawieniu się na scenie tuż po zakończeniu projekcji. Faktycznie też zrealizował film Jak Maks podróżował dookoła świata. Tyle tylko, że były to dwie różne sprawy.

Filmu Jak Maks podróżował dookoła świata nie zarejestrowano podczas wizyty Lindera w Rosji w 1913 roku, lecz trzy lata wcześniej we Francji – reklamowano go w listopadzie 1910 roku na łamach francuskiego pisma „Ciné-Journal”, w tym samym miesiącu (jako Wie Max eine Weltreise macht) w „Der Deutsche Lichtbildtheater-Besitzer”, a w lutym 1911 roku (jako How Max Went Around the World), m.in. w „The Nickelodeon” i „The Moving Picture World”.

Nie przedstawiał on także – wbrew tytułowi – zagranicznych wojaży Lindera. Kluczowy żart filmu polegał na tym, że Linder, chcąc wyrwać się od żony, mówi jej, że wyrusza w podróż dookoła świata, tego samego dnia upija się, zostaje odstawiony do domu, tłumaczy się małżonce, że jego pociąg miał wypadek, a w kolejnych tygodniach do mieszkania małżonków docierają listy od Lindera z różnych zakątków globu – ten bowiem wcześniej zaaranżował ich wysyłanie, by uwiarygodnić swe kłamstwo.

Film – czy raczej: szereg filmów – do których odnosił się Mitry, to szereg produkcji opatrzonych zbiorczym tytułem Przybycie do teatru (Arrivée au théâtre). Wszystkie te nagrania mają podobny punkt wyjścia – Linder odbiera w domu lub w studio wytwórni Pathé telefon przypominający mu o zakontraktowanym występie, po czym wybiega z budynku i próbuje dotrzeć na czas na miejsce. Często na krótko przed występem komik realizował zdjęcia ukazujące miasto, w którym aktualnie przebywał, i obiekt, w którym miał wystąpić, włączane następnie do filmu.

Pierwsze nagranie tego typu Linder zrealizował najprawdopodobniej w lipcu 1908 roku przy okazji występów w Le Cirque d'Hiver w Paryżu. Gimmick ten zastosowano także m.in. podczas występów w sali koncertowej L'Olympia w Paryżu w kwietniu 1910 roku i w teatrze Novetats w Barcelonie we wrześniu 1912 roku. Fragmenty z podróżą samolotem i balonem pojawiły się prawdopodobnie po raz pierwszy w wersji Przybycia do teatru wyświetlanej w listopadzie 1912 roku w teatrze Ronacher w Wiedniu. Później komik „lądował” także balonem na teatrach i salach koncertowych m.in. w Berlinie (grudzień 1912), Paryżu (sierpień 1913), Budapeszcie (listopad 1913), Sankt Petersburgu (grudzień 1913) i w Warszawie.

Scena próby aresztowania Lindera zarejestrowana na potrzeby wersji Przybycia do teatru wyświetlonej w teatrze Novetats w Barcelonie w 1912 roku.
Segmenty Przybycia do teatru ukazujące europejskie miasta realizowali zazwyczaj pracownicy lokalnych oddziałów firmy Pathé, rzadziej inni miejscowi operatorzy.

Na personalia twórców segmentu warszawskiego rzuca światło pierwszy tom Historii filmu polskiego Władysława Banaszkiewicza i Witolda Witczaka, w którym możemy przeczytać:

Popularność Maxa Lindera osiągnęła apogeum w okresie jego wizyty w Warszawie, w styczniu 1914 roku. Sprowadzony do stolicy z perypetiami (Hertz i Towbin staczali o artystę boje pełne forteli godnych Zagłoby), dał kilka przedstawień w wypełnionej Filharmonii. [...] Do skeczu Tango i miłość operator wytwórni Sfinks Leonard Zawisłowski nakręcił filmową wstawkę. Pokazywano ją później w kinach (chyba po uzupełnieniu) pt. Max Linder w drodze do Warszawy[7].

Warszawską wersję Przybycia do teatru wyświetlano później jako samodzielny film na terenie kilku miast dzisiejszej Polski, m.in. w Warszawie i w Łodzi. Poniżej prezentuję dwie reklamy pokazów, które odbyły się w kinoteatrze Casino w Łodzi w połowie stycznia 1914 roku.

Reklama projekcji w kinoteatrze Casino zamieszczona w „Rozwoju” z 13 stycznia 1914 roku.
Reklama projekcji w kinoteatrze Casino zamieszczona w „Neure Lodzer Zeitung” z 13 stycznia 1914 roku.

Przypisy:

[1] J. Jerzy [właść. Jerzy Jankowski], Maks Linderomanja, Księgarnia P. Dąbrowskiego, Warszawa [1914], brak paginacji.

[2] Jan Krusz, Kiedy Max Linder przebywał w Warszawie, „Stolica”, Nr 37 (927), 1965, s. 6.

[3] Maks Linder w Warszawie, „Kurier Warszawski. Dodatek Poranny”, 09.01.1914, s. 1-2.

[4] Wykradzenie Lindera piętnaście lat temu w „Kino dla wszystkich”, Nr 6, 1932, s. 9.

[5] Władysław Jewsiewicki, Polska kinematografia w okresie filmu niemego (1896-1929/1930), Łódzkie Towarzystwo Naukowe, Łódź 1966, s. 42-43.

[6] Jean Mitry, Max Linder, „Film na Świecie”, nr 292, kwiecień 1983, s. 18. Artykuł pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Cinéma” w 1964 roku, a trzy lata później w drugim tomie zbioru tekstów Mitry'ego Anhologie du cinéma.

[7] Władysław Banaszkiewicz, Witold Witczak, Historia film polskiego. Tom 1: 1895-1929, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1989, s. 67.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz