czwartek, 29 października 2009

Prząśniczki "Pokolenie Wigry III"

Choć dokonania muzyków mają teraz szansę trafić do szerszego grona, to nadal ta sama bezpardonowa alternatywa.

Melduję, że prząśniczki odeszły od swych wrzecion, chwyciły w ręce instrumenty i dokonały zintensyfikowanego ataku na błony bębenkowe. Po 14 latach bytowania w undergroundzie, niepokorni łódzcy muzycy wydali swą pierwszą płytę długogrającą. Fanów należy jednak uspokoić, a zapał krytyków do zachłyśnięcia się świętym gniewem przyhamować. Choć dokonania muzyków mają szansę trafić do szerszego grona odbiorców, nie oznacza to jednak, że zespół wystąpi na festiwalu w Sopocie. To nadal ta sama bezpardonowa alternatywa.

„Pokolenie Wigry III” zaczyna się od dowcipu z brodą. Oto bowiem techniczny zespół przygrywa siermiężną punkową nutę, co w 2009 roku bawi już średnio. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. Prząśniczki dokładają wszelkich starań, by uniknąć zaszufladkowania w konkretnym gatunku muzycznym – łączą rock we wszystkich jego postaciach z jazzem, folkiem, muzyką filmową, bluegrassem i noisem. W ich utworach brutalizm miesza się z finezją, a wszystko to suto ukraszone jest starą, dobrą improwizacją.

Muzyczne wojaże zespołu budzą nieodparte skojarzenia z twórczością Franka Zappy. Skojarzenia są nieprzypadkowe, wszak łodzianie zasłynęli udziałem w koncercie „Zapparcie, czyli skutki uboczne jedzenia żółtego śniegu”, poświęconemu pamięci amerykańskiego muzyka, oraz niemieckim festiwalu Zappanale. Na tym jednak nawiązania i inspiracje się nie kończą. I tak na przykład w utworze „Poorfisha” przebrzmiewają spaghetti-westernowe motywy muzyczne, „Dziewczyny są jak kwiaty” sprawiają wrażenie wariacji na temat psychodelicznego rocka w wydaniu Urial Heep czy Blue Öyster Cult, a „Poster ze św. Krzysztofem”, gdyby tylko wycharczeć go po angielsku, mógłby spokojnie znaleźć się na „Rain Dogs” Toma Waitsa. W przypadku tego ostatniego nie ma się zresztą czemu dziwić – nagrywanie płyty w „Studiu im. Toma Waitsa” do czegoś zobowiązuje.

Warstwę muzyczną płyty dobrze uzupełniają absurdalne teksty. Są sprawnie skrojone, prześmiewcze i niewymuszone. Przywołując umiejętności skrajnej nadinterpretacji, z których kształtowania tak słyną polskie szkoły, można doszukać się w nich nawet komentarza społecznego, jak na przykład świadectwa zmęczenia wyścigiem szczurów w „Liście motywacyjnym”, czy obnażania mechanizmów działania show-biznesu w „Św. kiju od szczotki”. W przypadku Prząśniczek jest to jednak mylny trop. Ekipa Suavasa po prostu dobrze bawi się muzyką i tekstami. Miło zresztą wiedzieć, że istnieją jeszcze w Polsce około-rockowi muzycy, którzy swą twórczością nie chcą zbawiać świata, uświadamiać mas i wynajdować szczepionki na AIDS.

„Pokolenie Wigry III” pomimo że utrzymuje wysoki poziom, posiadaj jedną zasadniczą wadę - jest dosyć wtórna. Nie da się ukryć, że pod tym względem zespołowi nieco zaszkodził zbyt długi czas spędzony w podziemiach. Wszystko, co łodzianie pieczołowicie zaplanowali i zaprezentowali na albumie, gdzieś już kiedyś było, zwłaszcza w niezliczonych projektach Tymona Tymańskiego. Członkom zespołu nie powinno to jednak spędzać snu z powiek, a fanów alternatywnych dźwięków zniechęcać do zakupu płyty. W końcu trudno oczekiwać, by każda płyta była rewolucyjna i trzęsła rynkiem muzycznym w posadach. A w ostatecznym rachunku krążek Prząśniczek to kawał solidnego, mięsistego grania. Z czystym sercem polecam.


Tekst został pierwotnie opublikowany na łamach serwisu kulturalnego portalu Netbird.pl

W ramach bonusu oficjalny wideoklip do kawałka "List motywacyjny":


1 komentarz:

  1. Uwielbiam ten numer!! Jest idealny!! :) Też mi się nie chce ;) Dupasek G

    OdpowiedzUsuń